niedziela, 10 listopada 2013

ONE SHOT (HimLo) "Druga Matka"







(HimLo) "Druga Matka"

 Autor: Felixa
Gatunek: Angst
Ilość słów: 1359
Ostrzeżenia: beta nie sprawdzała ;__;



Ja i Bang, jak zwykle, jako pierwsi wróciliśmy z wakacji. Nerwowo stukałem paznokciami o stół czekając, aż woda się zagotuje, by zaparzyć upragnioną kawę. Yongguk gdzieś w głębi domu rozmawiał przez telefon, ale jakoś tym razem nic nie kusiło mnie, by podsłuchać tę rozmowę - czekałem tylko na kawę. W końcu do moich uszu doszedł dźwięk gotującej się wody. Zerwałem się z siadu i zalałem kubek. Do kuchni wszedł lider z lekkim uśmiechem na twarzy.
                - Dziś wieczorem już nie będziemy sami - Powiedział, jakby usiłując mi przez to uświadomić, że był znudzony moją obecnością.
                - Kto już wraca? -  Burknąłem z nutką nadziei, że będzie to ktoś, kto zmyje panującą tu ciszę, albo nie kto inny jak mój kochany maknae.
                - Zelo - uśmiechnął się, a ja zadowolony wsypałem dwie łyżki cukru do kawy - Jest już w drodze, więc raczej przez zmrokiem powinien tu być.
                - I tak zmęczony klapnie na łóżku i tyle po nim - zaśmiałem się gdy wziąłem duży łyk napoju. Starszy również odpowiedział uśmiechem.
                - Tak czy owak, ja idę do studia, bo tutaj można umrzeć z tobą z nudów
                - Jak tam chcesz... - Mruknąłem wracając do swojej kawy.
                Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem jak bierze klucze od samochodu i zamyka drzwi.  Siedziałem tak jeszcze przez chwilę patrząc się na czarny napój, gdy z transu wyrwał mnie dzwoniący telefon. Najwyraźniej Bang nie chciał, by ktokolwiek mu przeszkadzał w pracy. Wstałem biorąc ze sobą kubek. Spojrzałem na ekran - Joonhong. Z uśmiechem odebrałem telefon.
                - Halo? - Odezwałem się z nutką radości w głosie
                - Himchan? Himchan ratuj! - Uśmiech z mojej twarzy momentalnie znikł, gdy do moich uszu doszedł zapłakany głos maknae.
                - Joonhong? Co się stało?! - Szybko zapytałem
                - Samochód się pali! - Przez szloch ledwo zrozumiałem co Zelo miał mi do powiedzenia.
                - Jak to?! Uciekaj stamtąd! - Krzyknąłem upuszczając swój ulubiony kubek.
                - Nie, mnie tam nie ma - odetchnąłem z ulgą na te wiadomość - Ale mama tam jest!
                Na te słowa moje oczy momentalnie powiększyły się do niemożliwych rozmiarów.
                - Boże kochany.. Zadzwoniłeś po straż?! - Gorączkowo przeczesałem włosy
                - Himchan, ja nie wiem gdzie jestem! - Krzyczał tak głośno, że musiałem odsunąć telefon od mojego ucha - Himchan, ona nie żyje!
                Przełknąłem gorzko ślinę, gdy jeszcze bardziej do mnie dotarło jak wielki musi być ten pożar
                - Poproś kogoś by zadzwonił po karetkę - Powiedziałem, by nie musieć odpowiadać na obawę młodszego.
                - Już ktoś dzwoni - Odezwał się po chwili - Himchan!
                Pisnął niemal tak bezradnie, że i na moich policzkach pojawiły się spore krople łez.
                - Co się stało? - Starałem się opanować głos
                - Widzę ją! Widzę ją martwą! - Rozpacz i strach w jego głosie były tak przeraźliwe, że nie sposób tego opisać słowami - Ona już nie ma twarzy! Jest cała spalona!
                Ostatnie słowa przerodziły się w szloch.
                - Joonhong... - Wydukałem sparaliżowany nie wiedząc co powiedzieć, ani co zrobić
                - Rozumiesz to?! Ona tam się pali, a ja tu stoję! - Krzyczał, wciąż krzyczał, aż zdarł sobie gardło
                - Zelo! Nie! Nie ruszaj się stamtąd! Stój w miejscu! Błagam, stój i czekaj na pomoc! Czekaj tam! Zaraz będę! - Rozłączyłem się.
                "Sam nic nie zdziałam" powtarzałem sobie w głowie. Potrzebowałem Banga. Chwyciłem znów po telefon i szukałem spanikowany kontaktu dopóki nie dotarło do mnie, że właśnie trzymam jego komórkę. Zirytowany  rzuciłem telefon, który najwyraźniej miał szczęście, bo wylądował miękko na pufie.  Yongguk był w studiu i co gorsza pojechał samochodem. Chwyciłem klucze wraz ze swoim telefonem. Trzasnąłem drzwiami, przekręciłem klucz w zamku i pobiegłem w stronę wytwórni. Specjalnie nie zakryłem twarzy mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Niestety, już w połowie drogi płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
                "Ona nie żyje"
                Głos maknae zaczął odbijać mi sie w głowie gdy powoli zaczynałem zwalniać. Rozejrzałem się po otoczeniu by ocenić odległość od studia. Wciąż za daleko, a ja już nie mam siły. Wyraźnie zwolniłem, ale nawet przez głowę mi nie przeszło, by choć na chwilę się zatrzymać.
                "Himchan, ona nie ma twarzy"
                Odchrząknąłem gęstą śliną i zebrałem wszystkie siły, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Niemal nie zdążyłem wyhamować przed budynkiem wytwórni. Pchnąłem drzwi i wpadłem nieoczekiwanie na Banga. Nie wyrobiłem się i wylądowałem na ziemi.
                - Himchan, pacanie, uważaj jak na mnie wpadasz - odezwał się poprawiając koszulkę
                - Zelo.. Zelo miał wypadek - wydukałem ostatkami powietrza. Coś jakby w nim pękło, źrenice się zmniejszyły do małych kropek, a skóra pobladła, sprawiając, że wyglądał jakby właśnie opuścił świat żywych.
                - Co?! Co mu jest?! I czemu tu jesteś?! - Był wkurzony, ale pomimo wszystko pomógł mi wstać
                Opowiedziałem mu całą historię, w połowie zacząłem nawet płakać ze zmęczenia i bezradności w sytuacji.
                - Daj mi telefon - Odezwał się chwilę po tym jak skończyłem mówić.
                Przyłożył komórkę do ucha szepcząc coś w stylu "Już się nie uratuje", ale dobrze wiedziałem o co mu chodzi. Przełknąłem ponownie ślinę ciężką niczym kamień.
                - Himchan, zabrali ją, ona nie żyje! - Usłyszałem cicho zdarty głos Zelo mimo, że Bang stał nieco dalej ode mnie.
                - Joonhong! Uspokój się! - Ryknął Yongguk. Rzadko kiedy podnosił głos, ale tym razem robił to dla jego dobra.
                Od tej pory maknae nie mówił już na tyle głośno bym mógł go usłyszeć. Lider kolejno wypytywał się o to co dokładnie się stało, gdzie i z kim teraz jest oraz co teraz robią strażacy i policja. Zazdrościłem mu tego opanowania, a raczej zdolności kojarzenia faktów, bo na spokojnego nie wyglądał.
                - Czekaj z 15 minut, zaraz z Himchanem będę - Po tych słowach rozłączył się i oddał mi telefon - Kim...?
                - Tak? - Odezwałem się niespokojnie
                - To nie był wypadek - Powiedział sucho łapiąc się za czoło
                - Jak to?! - Wstałem. Przez głowę przeszły mi scenariusze morderstw, napadów.
                - Ona popełniła samobójstwo.

Trzy dni później. Nobody POV

                Zmartwiony zapukał do drzwi, ale co się dziwić, dalej było słychać głuchy płacz. Chwycił za klamkę, ale nie miał na tyle silnej woli, by ją przekręcić. Nagle zamiast szlochu pojawiły się świsty powietrza, które zapowiedziały późniejszy głośny kaszel. Maknae tak bardzo zaczął się dusić swoimi łzami, a zarazem zbyt zmęczony sytuacją by się temu przeciwstawić. Każde ponowne wciągnięcie powietrza zastępował dźwięk dławienia się, a Kim właśnie przeklinał własną słabość w sytuacji. W obawie o zdrowie swojego małego Zelo napiął wszystkie mięśnie na prawej ręce i przewrócił gałkę drzwi. Przymknął oczy w obawie, że psychicznie nie wytrzyma widoku załamanego chłopca. Zrobił krok w stronę pomieszczenia, a ciekawość zwyciężyła i jedno oko niemal samo się otworzyło. Widok wcale nie był lepszy od tego, który był wytworem wyobraźni. Mokra, spuchnięta od płaczu twarz, spierzchnięte usta . Do tego przepocone ubrania oraz rozczochrane włosy. Cały zwinięty w kłębek zasłaniał swoje oczy dłońmi. Himchan pospiesznie podszedł i usiadł na łóżku. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Chciał w jakiś sposób pomóc, pocieszyć Zelo, ale nie wiedział jak, pewnie nawet nie umiał. Jak można pocieszyć osobę, której matka popełniła samobójstwo? „Wszystko będzie dobrze”? Nie, nie da się słowami pocieszyć takiej osoby. Starszy powoli zmusił się i podniósł rękę. Nie wiedział po co, ale chciał coś zrobić.
                - Czemu nie chcesz iść na pogrzeb? – Niepewnie zaczął Himchan
                - A czemu miałbym iść?! Nienawidzę jej! – Wrzasnął zaciskając palce na głowie z nadzieją, że pól fizyczny chociaż trochę zagłuszy ten psychiczny
                - Joonie.. Nie mów tak… To twoja matka – Odpowiedział od razu, starając się zachować spokój. Na te słowa Zelo przeleciały ciarki. Joonie… Tylko Ona tak do niego mówiła, gdy miał zły humor.
                - Nie pożegnała się… Zostawiła mnie… samego… - Jego krzyki przeobraziły się w histeryczne pomruki. Mówił tak, jednocześnie wiedząc, że pomimo wszystko za nią tęskni.
                Himchan nie wiedział co odpowiedzieć. Cały ból uderzał i jego. Przerastał ich obu. Nie mógł już dłużej na to patrzeć. Przymknął oczy chroniąc przed uronieniem łez, ale te jak na złość uciekały pozostawiając dwie mokre stróżki na policzkach. Bezradność. Najgorsze co może spotkać człowieka. Jedyne co mu zostało z tej bezradności to uścisk. Dłoń, która wciąż tkwiła w powietrzu, po chwili znalazła się na barku młodszego, co powoli przekształciło się w uścisk. Niby coś, co powstało z bezradności, a było to jedyna rzecz, którą Zelo potrzebował, tego matczynego uścisku.





Do następnego kochasie <3